wtorek, 10 grudnia 2013

A potem żyli razem długo i szczęśliwie...

Mili moi :-),

   Właśnie zdecydowaliście się adoptować kota. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę. Prowadzę Was, tak bardzo przejętych, do biura, starając się po drodze powiedzieć wszystko, co najważniejsze.
   Wasz kot - tak, teraz już Wasz (prawda, jak to pięknie brzmi?), a więc Wasz kot jest przejęty tak samo, jak Wy, a nawet pewnie bardziej. Dla niego poważną zmianą jest nawet przestawienie klatki na inną półkę, a co dopiero znalezienie się w nowym domu. Dlatego proszę, dajcie kotu czas. Być może na początku nie będzie chciał wyjść z transportera. Być może wyskoczy z niego, schowa się pod biurko i przez tydzień będzie wychodził tylko w nocy. A być może wyjdzie królewskim krokiem, rozejrzy się, a potem wskoczy na Wasze łóżko, jak gdyby nigdy niczego innego nie robił.
   Może być i tak, że kot, który w kociarni łasił się do Was, przytulał i sam wszedł do transportera, po przyniesieniu do domu naprycha na Was i będzie robił uniki, gdy tylko będziecie chcieli go pogłaskać.
Być może na widok innego kota albo psa zacznie się zachowywać jak dzikus, chociaż w kociarni bawił się z pozostałymi kotami albo przynajmniej je tolerował.
   Jakkolwiek będzie, dajcie mu czas. Otwórzcie transporter i pozwólcie wyjść wtedy, gdy sam będzie chciał. Niech kuweta i miseczki stoją w zasięgu jego wzroku. Nie zwracajcie na niego uwagi, zajmijcie się swoimi sprawami, a tylko od czasu do czasu dyskretnie sprawdźcie, co robi. Bądźcie w pobliżu, tak, żeby Was widział i słyszał Wasz głos. Myślę, że sami wyczujecie, kiedy nadejdzie czas na głaskanie i zabawę - być może za 10 minut, ale może i za miesiąc.
   Wiem, że już go kochacie i tak bardzo chcielibyście sprawiać mu przyjemność. Cóż może być przyjemniejszego dla kota, niż dobre jedzenie?...Zaczekajcie. Kot na pewno pochłonie i nową karmę, i jajeczko, i serek, i rybkę, ale następnego dnia może to odchorować. Dla niego zmiana żywienia to też zmiana POWAŻNA. W schronisku kocięta dostają suchą karmę dla maluchów i niewielkie porcje mokrej karmy z puszki. Dorosłe koty jedzą u nas głównie suchą karmę, a mokrą najwyżej dwa razy w tygodniu.
   Niech tak zostanie przez pierwsze dni w Waszym domu. Kupujcie kotu taką karmę, na jaką możecie sobie pozwolić (i nie sugerujcie się reklamami - lepiej pójść do sklepu zoologicznego i poprosić sprzedawcę o radę), ale nie zmieniajcie jej zbyt często. A na serek i rybkę przyjdzie czas - poczekajcie kilka dni i jeśli kot nie ma żadnych problemów "żołądkowo-jelitowych", spróbujcie dać mu coś nowego - nie za dużo, tylko "dla przyjemności" ;-). Nie podawajcie mu do picia mleka, chyba, że będzie to specjalne mleko dla kotów, ale nawet jeśli, to odrobinę raz na jakiś czas - na deser. Kotu do picia wystarczy chłodna, czysta woda.
   Jeżeli adoptowaliście małego kotka, macie teraz w domu małe "sreberko", którego wszędzie pełno. No właśnie - to niemal tak, jakbyście mieli w domu raczkującego niemowlaka, a więc uważajcie na kable, drobiazgi stojące na półkach i drzwi, którymi można przytrzasnąć kocie łapki albo ogonek. Uważajcie na okna - to nie jest tak, że kot - mały czy duży - będzie tak "mądry", by wiedzieć, że nie należy wyskoczyć za przelatującym ptakiem...
   Gdy Wasze kociątko podrośnie, proszę, pamiętajcie o kastracji i sterylizacji...Znakomita większość kociąt w schronisku to oswojone, ufne maluchy...- niemal prosto z domu...Z domu, w którym ktoś postanowił nie sterylizować kotki... Lepiej nie pomnażać nieszczęść...

Jesteśmy już w biurze. Zaraz podpiszecie umowę adopcyjną.

Żyjcie razem długo i szczęśliwie - Wasza rodzina właśnie się powiększyła :-)

I odezwijcie się od czasu to czasu...

2 komentarze:

  1. Z przyjemnością przeczytałam dzisiejszy wpis bo przypomniał mi wszystkie chwile tych emocji, gdy z mężem pojechaliśmy po naszego pierwszego kota do poznańskiego schroniska. Oczywiście nigdy nie wiadomo, jak się zachowa na nowym terenie już w domu. Myśmy mieli ogromne szczęście. Kot sam nas wybrał - w kociarni nie odstępował na krok i trykał w nasze łydki nieustanne baranki. Potem wskoczył mężowi a kolana gdy on kucnął i przytulił pyszczek do jego policzka. Czy można się było temu oprzeć? Decyzję podjął kot. Dla nas byłaby ona trudniejsza bo tyle innych czekało, tylu można by pomóc a jak tu wybrać jednego? W drodze do domu (byliśmy samochodem) próbował czółkiem wypchnąć kratkę zabezpieczającą transporter ale potem szybko się uspokoił. Mieszkamy blisko, jazda trwała 10-15 minut. A w domu? Znowu mieliśmy szczęście. Nie było że nie chce wyjść, nie chce kontaktu z człowiekiem, przeraża go nowy teren, nieznane zapachy. otworzyliśmy transporter a on wszedł i poszedł przed siebie jakby już był tutaj władcą. Potem podszedł do nas i dał się wygłaskać i od razu padł na plecki i odsłonił ufnie brzusia. Anioł nie kot. Od tamtej pory mijają 3 lata (adopcja też była w grudniu) ale ja wciąż pamiętam dwa inne koty i zastanawiam się jaki je spotkał los, czy trafiły do dobrych domów bo pani z kociarni polecała nam je jako bardzo pro ludzkie - czarnuszka z przetrąconą szyjką - dziwnie trzymał główkę ale poza tym nic mu nie dolegało i malutką drobną tricolorkę która siedziała na jednej z półek bojąc się pokazać swój czar ale patrzyła na mnie i ja na nią i rozważałam adopcję. Nasz miał siłę przebicia, inne nie zawsze mają. Ale to ich nie przekreśla. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tak właśnie przeważnie się dzieje - to kot wybiera sobie człowieka :-).Pozdrawiam serdecznie :-).

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.