poniedziałek, 30 grudnia 2013

Niedługo wiosna

W kociej części schroniska zrobiło się ostatnio ciszej i senniej...Część klatek stoi pusta, w pozostałych są koty, które trafiły do nas już jakiś czas temu - zdrowieją, czekają na szczepienia, kastrację... Od czasu do czasu pojawia się ktoś nowy.
Tuż przed Wigilią przywieziono piękną, czarną kotkę ze strzaskaną miednicą i krwawiącymi obtarciami. Przez kolejne tygodnie będzie dochodzić do siebie, a ja cały czas mam nadzieję, że może ktoś jej szuka - jest zadbana i bardzo ufna.
Co innego Marcysia...Jest śliczna, to prawda - dawno nie widziałam tak pięknego kota...Jednak jej szmaragdowe oczy są przez większość czasu rozszerzone ze strachu. I z tego strachu Marcysia warczy, próbuje skakać z pazurami na moją rękę - po prostu nie lubi mnie i całej reszty świata. Lubi za to kocie "cukierki" i gdy wrzucam je jeden po drugim do klatki, zabiera się za chrupanie, a ja delikatnie otwieram drzwiczki, wyjmuję kuwetę, wymieniam żwirek, zabieram brudne miseczki...Wszystko spokojnie i cicho, bo gdy Marcysia podniesie głowę i zobaczy, że "naruszyłam jej przestrzeń osobistą", zamienia się w małą furię. Jednak powolutku, krok po kroku robimy małe (naprawdę małe) postępy. Dziś Marcysia dostała trochę mleka dla kotów i początkowo nie była pewna, czy to aby bezpieczne tak po prostu je wypić...Wypiła :-). Dla jasności - jestem pewna, że Marcysia jest domową kotką i to taką, która była dla kogoś oczkiem w głowie. Podobno została przyniesiona do schroniska przez osobę, która ją znalazła...Chciałabym wiedzieć, co przytrafiło się tej pięknej kotce...A może jednak bym nie chciała.
Jest też bezimienna jeszcze koteczka, która od paru tygodni leczy ropiejące rany po wrośniętych w skórę szelkach. Denerwuje ją plastikowy "abażur" wokół głowy, bo jest młoda, chciałaby skakać i "kulać się" na kocyku. A ja chętnie pokazałabym ją wszystkim, którym się wydaje, że ich kot w szeleczkach będzie wyglądał uroczo. Gdyby tylko zdawali sobie sprawę z tego, co może się stać, gdy tak "przystrojony" kot z jakiegoś powodu się zagubi...
Albo ten puchaty szaraczek - już nie malutkie kociątko, a jeszcze nawet nie podrostek. Sam nie wie, co wybrać - czy skakać i obgryzać mi ręce, czy nadstawiać do głaskania brzuszek. Oj, na pewno szybko kogoś w sobie rozkocha :-)).
W kociarni cicho...kotów niewiele...Sporo poszło do adopcji, kilka jest w szpitalu z nawrotem kociego kataru...Nie ma już Stacha...nie ma Królewny...Tak bez nich pusto...

Jest spokojnie...I dlatego myślami wybiegam do wiosny, a nawet dalej, do lata...A właściwie....gdyby ten blog czytywali właściciele kotek, które "żal było'" wysterylizować....gdyby wiedzieli, że to dzięki ich bezmyślności już za parę miesięcy przestanie tu być tak spokojnie...gdyby umieli wyciągnąć z tego wnioski...

Wiosna już naprawdę niedługo.

2 komentarze:

  1. Ten tekst powinno przeczytać o wielu ludzi!
    Pięknie i mądrze. Podziwiam, pozdrawiam i życzę siły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że mamy Sylwestra, czas poświąteczny a w kociarni spokojniej, że było dużo adopcji. Wiadomo te chore, wymagające zabiegów czy dopiero przywiezione jeszcze są... Teraz może będzie trochę spokojniejszy czas, a wiosna aż straszy na zapas, gdy będzie pewnie wysyp kociaków. Ale póki co cieszę się jednak i mam WIELKĄ nadzieję że żaden z grudniowych adopcji nie wróci, że to były już ostateczne domy dla tych mruczków. Wszystkiego Dobrego! Niech Nowy Rok nie przynosi tak wielu smutnych historii z których wychodzi, że człowiek tak bardzo potrafi skrzywdzić zwierzęta. Jednak wciąż wierzę w ludzi, jednak wciąż wierzę że nawet źli mogą się zmienić... Kochane koty z Kociarni! Dostatniego Nowego Roku - w nowe domy, jadło i miłość!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.