niedziela, 5 stycznia 2014

Wszystkie słodkie kociątka

Uwielbiam malutkie kotki.

Najpierw nieporadne, ze śmiesznymi, okrągłymi uszkami, niebieskimi oczkami i ogonkiem niczym antenka. Potem coraz bardziej przypominające dorosłe koty w miniaturce, trenujące do upadłego podchody, napaść i zagryzanie "wroga". Tak rozbrajająco słodkie, że wybacza się im wszystko - i zasiusianą kołdrę, i próby obgryzania kabli. Kiedy już narozrabiają, przychodzą się przytulić i cała złość mija. Kocham patrzeć, jak wyrastają z nich wielkie, leniwe kociska o dumnym, "mającym wszystko w nosie" spojrzeniu.

Uwielbiam małe kotki.
I właśnie dlatego żadna z moich domowych kotek nigdy nie rodziła - wszystkie są wysterylizowane.

Oczywiście, gdyby któraś z nich była kiedyś w ciąży, byłoby to dla mnie ogromne przeżycie - patrzeć na rosnący brzuszek, kłaść na nim dłoń i czuć poruszające się maleństwa. Towarzyszyć jej przy porodzie, widzieć, jak jej dzieci się rodzą, jak nieporadnie pełzną szukając napełnionych mlekiem sutków. Nowe życie to przecież cud. Właśnie dlatego wysterylizowałam moje kotki.

Gdyby któraś z nich urodziła, byłabym ogromnie szczęśliwą "babcią". Znalazłabym kociętom możliwie najlepsze domy. Przez myśl nawet by mi nie przeszło, aby sprzedać je na targowisku, czy zawieźć do schroniska. Dla moich "wychuchanych" maleństw chciałabym jak najlepiej.

I właśnie dlatego nigdy się nie narodziły. Bo choćbym znalazła dla nich wspaniałe domy, nigdy nie spałabym spokojnie. W każdym z tych domów ktoś mógłby zmienić zdanie i zadecydować, że wbrew wcześniejszym obietnicom pozwoli kotom się rozmnożyć. I mogłoby się okazać, że nie ma tyle cierpliwości i dobrych chęci, aby szukać im odpowiedzialnie kochających opiekunów. Być może rozdałby je "gdziekolwiek bądź" i w nowych domach one również zaczęłyby rodzić...a potem ich dzieci.....i dzieci ich dzieci.....i kolejne, kolejne, kolejne...

Nie mogłam tego zrobić moim ukochanym kotkom. Nie mogłam pozwolić na to, aby ich dzieci, ich wnuki i prawnuki spotkał niepewny los.

Ogromna większość kociąt, które trafiają do schroniska, to kocięta, którym pozwolono się urodzić nie mając żadnego mądrego pomysłu na to, jak zapewnić im dobre i bezpieczne życie. Nie tylko im - także ich dzieciom i kolejnym pokoleniom.

Chcę odpowiedzialnie kochać moje koty.
One nie potrafią wybiegać myślami w przyszłość.
Ja - tak.
Dlatego je wysterylizowałam.

2 komentarze:

  1. Podpisuję się"obiema rękami" Tak właśnie zrobiłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może nie o kocie, a o psie będzie. 4 dni temu wykastrowałam moją znajdę. W czerwcu, wyrzucony w zboże jak śmieć. 32 stopnie w słońcu. Jedno-dniówka wraz z bratem ( brat nie dał rady) Wykarmiony butelką , ratowany przez weta milion razy. Wyrósł na pięknego fox terriera, tak foxa :) I żeby nie był sprawcą ciąż- wykastrowałam. Mieszka z nami tez sunia schroniskowa- wysterylizowana.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.