Białe płócienko, troszkę już wyblakłe kwiatuszki. Gładka powierzchnia...Dotykam - czyżby krochmal? Kto krochmali pościel w tych czasach?...Mój Boże, jak pieczołowicie i dokładnie ktoś musiał prasować te poszewki... Tu widzę drobny ścieg - widać poszwa się rozerwała, trzeba ją było zaszyć.
Tnę, chociaż dziwnie się z tym czuję. Jakiś delikatny opór pod nożyczkami - malutka kwadratowa łatka, za chwilę kolejna. Kto dziś tak naprawia pościel?...Poszwy, poszewki...gładkie, złożone idealnie prosto, pachnące proszkiem do prania i jakimś nieuchwytnym "czymś" - może starą szafą?
A ja zaczynam się zastanawiać, czyje ręce naszywały te łatki, czyje ręce krochmaliły, prasowały...
Może razem z niepotrzebnym już kotem po zmarłej babci oddano także i tę pościel...
A ja ją tnę i jutro włożę ją do klatek.
Przepraszam. Tak zupełnie nieracjonalnie.
Tak pewnie było. Bez litości, wszystko śmieci...
OdpowiedzUsuńAle to "śmieci" nie trafiły na śmietnik..oddano je potrzebującym zwierzętom. Może jestem sentymentalna,ale mam nadzieje,że zmarła babcia byłaby zadowolona,że jej skrzętnie naprawiana i poskładana pościel, nie pierwszej już młodości ;) została w ten sposób użyta...
OdpowiedzUsuńJa również tak myślę, chociaż czułam się dziwnie, niszcząc to, o co ktoś kiedyś tak bardzo dbał...
Usuń