poniedziałek, 14 lipca 2014

Miłość, co góry przenosi

Skąd się wzięła - nie wiemy.
Co się stało - nie wiemy.
Pewnie samochód....pewnie tyle razy przechodziła przez jakąś cichą uliczkę, a tu nagle...
Nie pomogła kocia mądrość i doświadczenie. Był sobie kot, który żył wiele lat szczęśliwie, kochał ludzi i był kochany. A teraz kot leży bezwładnie, pyszczek ma poobijany, nie umie podnieść głowy.
Co z nią będzie? Co z niej będzie?
Może lepiej skrócić jej cierpienie, może "dobra śmierć" będzie wybawieniem?
Leży we własnym moczu i odchodach, podkłady zmieniane choćby i co dwie godziny, i tak ciągle są brudne. Ona jest brudna, bo posiusiane futro nie chce wysychać.
Patrzy prosząco. Pić. Pić. Pić. Po troszeczku przez strzykawkę dostaje wodę.
W oczach widać ulgę i zaraz prośbę o więcej. Teraz Convalescence. Unoszę jej głowę i powoli podaję odżywkę. Tłuściutka, pulchna Pucka - lubi jeść, to pewne ;-). Tymczasem u nas dostaje papkę ze strzykawki i za każdym razem cieszy się tak, jakby był to największy smakołyk.
Badanie. Cała prawa strona ciała bezwładna. Pucka zupełnie tego nie rozumie, bo i dlaczego miałaby rozumieć? Próbuje się podnieść, przesunąć i po prostu nie pojmuje, co dzieje się z jej ciałem. Przewraca się na bok. Mój Boże...taka bezsilność...
I mogłoby już tak zostać. Moglibyśmy dać za wygraną. Powiedzieć, że nic nie dało się zrobić. Rozłożyć ręce. Podarować jej wybawienie od cierpień.
A jednak nie. Małgosia i Marysia, wolontariuszki, cierpliwie wycierały i czyściły zasiusianą Puckę. Zmieniały podkłady. Karmiły. Grzały termofory. Okrywały kocykami. Masowały bezwładne łapki, grzbiet i boki. Rozciągały mięśnie. Głaskały. Spędzały godziny przy klatce czule przemawiając, przekonując, że przecież wszystko jest możliwe. I sprawiły, że było możliwe.
Dajmy jej szansę. Jeszcze jeden dzień. Jeszcze jeden. Jeszcze jeden.

                                                                 ................................

Pucka ma świetny apetyt. Nie siusia już na podkłady. Potrafi się podnieść i przejść całkiem spory odcinek. Owszem, zatacza się trochę i co jakiś czas przewraca, ale IDZIE.  Nie będzie pewnie skakać ani biegać.
A jednak żyje. I tak bardzo, tak strasznie chce być jeszcze kochana.



2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.