czwartek, 31 lipca 2014

Tamten kotek

Być może to było właśnie tak. Mała chwila czegoś na kształt zwykłego życia. A ten chudy wystraszony kotek tak bardzo chciał wspiąć się na Jego ramię, potem na plecy. Jak to zwykle małe kotki mają w zwyczaju. Przytrzymywał go, ale maluch wciąż się wyrywał, pewnie sam nie wiedział dlaczego. Może chciał, żeby mimo to mocno go chwycić, schować w dłoniach i obronić przed całym złym światem***.
A On ma taki łobuzerski uśmiech. I tak zmęczone oczy. I tyle miękkości w spojrzeniu.
Eugeniusz Lokajski. Powstaniec.


*** i tylko taka malutka przekorna myśl przychodzi mi do głowy, że może jednak tego małego chudego kotka nie zjedli ;-)

czwartek, 17 lipca 2014

Puszek

- Proszę pana, on u nas ma naprawdę marne szanse... Zaraz zawołam panią doktor, to panu powie...
- On ma szanse. MA SZANSE, SŁYSZY PAN?????
Taka moc jest w tych słowach, że muszę się zatrzymać. Na korytarzu stoi mężczyzna, w ręku trzyma małe pudełko. Kotek. Oczka ledwie otwarte.
- MA DUŻE SZANSE, ROZUMIE PAN????
Szybki rzut oka na kilkuletnią dziewczynkę, która trzyma tatę za rękę. Na ułamek sekundy jego spojrzenie i moje się spotykają. Już wiem.
- OCZYWIŚCIE, że ma szanse. Proszę mi go dać.
- Córka zauważyła go na trawniku, leżał przez dwie godziny, myśleliśmy,że wróci po niego matka. W końcu zabraliśmy go i przyjechaliśmy tutaj... Jest taki upał...
- Proszę pani, ja tego kotka znalazłam!!!
Tysiąc myśli przebiega mi przez głowę, przecież mam u siebie w domu moje "sierotki", może i on mógłby do nich dołączyć...Biorę czarne kociątko do ręki. Ileż on musiał leżeć na tym skwarze... Jest... chłodny. Wyziębia się. To już droga bez powrotu. Malutki pyszczek ledwie chwyta powietrze. Zamiast miauknięcia słychać cichutkie pojękiwanie.
Moje myśli szybko wracają na swoje miejsce.
Mała dziewczynka jest tak dumna z siebie... Jak nie zachwiać w Tobie tej wiary, kochanie?...
- Powiedz mi, jak go nazwiemy? Jakie imię chcesz mu nadać?
- Hmmmm....Może Puszek? Bo jest taki mięciutki.
- Dobrze, to będzie Puszek. A teraz już go wezmę i zajmę się nim.
Jeszcze chwilę zostają w biurze, gdzie tata dopełnia formalności.
Niosę malutkiego, konającego kotka przez korytarz.
...................................................................................................................................................................

poniedziałek, 14 lipca 2014

Miłość, co góry przenosi

Skąd się wzięła - nie wiemy.
Co się stało - nie wiemy.
Pewnie samochód....pewnie tyle razy przechodziła przez jakąś cichą uliczkę, a tu nagle...
Nie pomogła kocia mądrość i doświadczenie. Był sobie kot, który żył wiele lat szczęśliwie, kochał ludzi i był kochany. A teraz kot leży bezwładnie, pyszczek ma poobijany, nie umie podnieść głowy.
Co z nią będzie? Co z niej będzie?
Może lepiej skrócić jej cierpienie, może "dobra śmierć" będzie wybawieniem?
Leży we własnym moczu i odchodach, podkłady zmieniane choćby i co dwie godziny, i tak ciągle są brudne. Ona jest brudna, bo posiusiane futro nie chce wysychać.
Patrzy prosząco. Pić. Pić. Pić. Po troszeczku przez strzykawkę dostaje wodę.
W oczach widać ulgę i zaraz prośbę o więcej. Teraz Convalescence. Unoszę jej głowę i powoli podaję odżywkę. Tłuściutka, pulchna Pucka - lubi jeść, to pewne ;-). Tymczasem u nas dostaje papkę ze strzykawki i za każdym razem cieszy się tak, jakby był to największy smakołyk.
Badanie. Cała prawa strona ciała bezwładna. Pucka zupełnie tego nie rozumie, bo i dlaczego miałaby rozumieć? Próbuje się podnieść, przesunąć i po prostu nie pojmuje, co dzieje się z jej ciałem. Przewraca się na bok. Mój Boże...taka bezsilność...
I mogłoby już tak zostać. Moglibyśmy dać za wygraną. Powiedzieć, że nic nie dało się zrobić. Rozłożyć ręce. Podarować jej wybawienie od cierpień.
A jednak nie. Małgosia i Marysia, wolontariuszki, cierpliwie wycierały i czyściły zasiusianą Puckę. Zmieniały podkłady. Karmiły. Grzały termofory. Okrywały kocykami. Masowały bezwładne łapki, grzbiet i boki. Rozciągały mięśnie. Głaskały. Spędzały godziny przy klatce czule przemawiając, przekonując, że przecież wszystko jest możliwe. I sprawiły, że było możliwe.
Dajmy jej szansę. Jeszcze jeden dzień. Jeszcze jeden. Jeszcze jeden.

                                                                 ................................

Pucka ma świetny apetyt. Nie siusia już na podkłady. Potrafi się podnieść i przejść całkiem spory odcinek. Owszem, zatacza się trochę i co jakiś czas przewraca, ale IDZIE.  Nie będzie pewnie skakać ani biegać.
A jednak żyje. I tak bardzo, tak strasznie chce być jeszcze kochana.