niedziela, 14 września 2014

Rozszczepienie jaźni

Powoli umiera kot. Jęczy. Płacze głosem, który nie pozwala ani na chwilę zapomnieć.
Przykryć cię? A może odkryć? Wypij choć kropelkę. Proszę...
Wystarczy lekki dotyk, a kot chwieje się na boki i prawie przewraca... Jeszcze parę dni temu straszył sykiem i pazurami...
Inne koty czekają, więc idę dalej...
Znów ten jęk....i znów trzęsą mi się ręce, i zupełnie fizycznie boli bezsilność.
A teraz maluch...sierść stercząca na wszystkie strony, oczy patrzące gdzieś w głąb siebie.
Cieniutka łapka z wenflonem, która zanurza się bezwładnie w misce z wodą, kiedy kotek powoli przysypia.
Zapach umierającego kota.
Tak, masz rację. To niezły sposób - odwrócić głowę, przebiec szybko. Niezły sposób, gdy coś nie pasuje do obrazu.
I jeszcze ten kocur, który po prostu nie chce już żyć. Błękitne arystokratyczne oczy są obojętne na wszystko. Za jakie niewidzialne nitki trzeba ciągnąć, żebyś wrócił?
Znów ten jęk...Siadam na krześle, czuję, jak uciekają ze mnie wszystkie siły. Jeśli zacznę płakać, już nie przestanę.
Telefon z biura: "Przyszli państwo, którzy chcą adoptować kota!"
Zamykam za sobą drzwi, uśmiecham się i znów jestem tylko dla Was. Pilnuję się, żeby nie zadrżał mi głos.