wtorek, 30 grudnia 2014

Bardzo osobisty list do Pana T.

Drogi Panie T.,

          Gdybym tylko mogła zapałać świętym oburzeniem obrończyni zwierząt, jakże łatwo byłoby mi teraz pisać. A ja czytając Pański tekst to kiwam głową, to znów zaprzeczam. I tak naprawdę trochę mi Pana żal i to wcale nie w ten prześmiewczo - ironiczny sposób, jak mogłoby się wydawać. Żal mi Pana, bo tak bardzo się Pan boi.
          Drogi Panie T., tak, to prawda, ludzie chyba trochę się pogubili. Ich szacunek dla życia czasem kończy się tam, gdzie zaczyna się ograniczenie ich osobistej wolności. Tak łatwo jest domagać się szacunku dla żabki czy cielaczka, a tak trudno wyjść poza własny egoizm. JA. MOJE. DLA MNIE. MÓJ WYBÓR. MOJE ŻYCIE. Im jestem starsza, tym trudniej mi to zrozumieć.
          A z drugiej strony, to nie do końca tak, Panie T. Nie muszę nazywać krowy osobą, aby czuć wobec niej szacunek. A może jeszcze inaczej - nie ma nawet potrzeby określania tego mianem szacunku. To raczej pewien rodzaj odpowiedzialności. Odpowiedzialności człowieka stojącego wyżej nad pozostałymi stworzeniami. Właśnie dlatego, że stoi wyżej, jest odpowiedzialny za ich możliwie godne życie i śmierć. I rzeczywiście - mówienie o prawach zwierząt ma mały sens, bo, jak Pan wspomniał, musiałyby mieć one także obowiązki....Czy to nie jest więc tak, że godne traktowanie zwierząt jest naszym, ludzi, obowiązkiem? Ale....czy po części nie o tym Pan pisał? Może jest więc tak, że mówimy o podobnych sprawach, ale innym językiem?
          Nie boję się, drogi Panie T., że ktoś zabroni mi jeść mięso. Przyznam, byłabym może bardziej zadowolona z siebie, gdybym umiała z niego zrezygnować, ale...nie chcę. Jem mięso, bo lubię. Jem, bo uważam, że jest mi potrzebne. I dlatego właśnie, że lubię je jeść, wolałabym, aby pochodziło ze zwierząt, które miały możliwie dobre życie. Nie tylko dlatego, że chciałabym im oszczędzić cierpienia. Po prostu dlatego, że mięso zwierząt, które nie były poddawane długotrwałemu stresowi jest smaczniejsze i bardziej wartościowe. Nie czuję się w żaden sposób zagrożona przez tych, którzy nawołują do wegeterianizmu.
          A Pan się tego boi. I boi się Pan, że obrońcy zwierząt pozamykają ogrody zoologiczne, jako miejsca, które "...ograniczają wolność zwierząt..." Cóż, jakkolwiek by na to nie spojrzeć, klatka czy ogrodzenie tę wolność rzeczywiście ograniczają, więc może przywoływanie tego akurat przykładu nie było aż tak bardzo konieczne?
          Z drugiej strony....tak, o ileż łatwiej jest czasem okazać serdeczność psu czy kotu, a nie być w stanie otworzyć się na drugiego człowieka. Nie wiem tylko, czy potępiać takich ludzi, czy raczej im współczuć. Zresztą, dlaczego piszę w ten sposób, skoro i mnie to czasem dotyczy?
           Lubię zwierzęta. Otaczanie się nimi nie jest dla mnie ersatzem kontaktów z ludźmi. Wnoszą w moje życie wiele dobrego, ale nie będą najważniejsze.


          Drogi Panie T., staram się być przyzwoitym człowiekiem.

          I naprawdę bardzo zazdroszczę Panu dużej rodziny.
       
          MJ