Andzia - przywieziona w trakcie przedłużonego, ciężkiego porodu. Pamiątką po nim są uszkodzone zwieracze, które udało się "naprawić" do tego stopnia, że Andzia częściowo kontroluje już wypróżnianie, a "popuszcza" w chwilach stresu, ekscytacji zabawą czy innego "zamieszania". Kochana, przymilna kotka, która każdemu próbuje wejść na kolana.
Wieczorynka - chudziutka, nieśmiała koteczka, chowająca się przed innymi kotami. Eozynofilowe zapalenie jamy ustnej. Złe wyniki "wątrobowe". Wieczorynka wraca do klatki - leki, kroplówki, dieta. Początki naszej przyjaźni z nią były dość trudne, ale teraz, gdy przymilnie miauczy, by zwrócić na nią uwagę - to sama słodycz.
Chester - pręgowany młodziak, przymilny do kwadratu, wesoły, rozbrykany. Niezidentyfikowany jeszcze problem z tylnymi łapkami, które dziwnie się rozjeżdżają i chwilami odmawiają posłuszeństwa. Dla jego własnego bezpieczeństwa trzeba było go zabrać z "dzieciarni". Od tygodni siedzi w największej klatce, jaką udało się nam znaleźć, a my nie wiemy, co dalej...
Dziczek - tygodniami męczyły go biegunki, które nie poddawały się żadnemu leczeniu. Nie pomagały też specjalistyczne karmy. Może więc karma bezzbożowa? Już myśleliśmy, że to strzał w dziesiątkę, ale jednak nie....Teraz podejrzewamy, że to alergia na mięso kurczaka. Zadanie nr 1: zweryfikować naszą hipotezę. Zadanie nr 2: znaleźć Dziczkowi taki dom, który będzie żywił go zgodnie z jego potrzebami. To niestety także wyzwanie finansowe - smutna prawda...
A sam Dziczek to młodzieżowy szaleniec, który męczy się od miesięcy w klatce i marzy tylko o tym, żeby mieć się gdzie wybiegać, a potem położyć się blisko człowieka...
Jogin - przywieziony z remontowanej kamienicy razem z innym kotem. Tamten ma "tylko" złamaną łapkę. Jogin ma atonię pęcherza moczowego, tylne łapki, w których jest czucie, ale które dziwnie ciągnie za sobą i nie chce na nich stanąć. Nie kontroluje wypróżnień, trzeba go dwa razy dziennie dokładnie myć i smarować, bo robią mu się potworne, bolesne odparzenia. Nie protestuje, gdy wkładamy go do umywalki i odkręcamy ciepłą wodę. Patrzy wielkimi oczami i próbuje się przytulać. Nie wiemy, co dalej, nie wiemy...ale jak mu to powiedzieć?
Cukiereczek - koteczka, która przyjechała do nas, bo tam, gdzie ją dokarmiano zaczęła się przewracać i nie potrafiła wstać. Poziom glukozy we krwi - dużo poniżej dopuszczalnego minimum. Cukiereczek się trzęsie, ma ogromne oczy, nie umie sama zmienić pozycji ciała. Karmiona przez strzykawkę, nawadniana kroplówkami. Zapalenie trzustki i oby już nic więcej. Poziom cukru przez pierwsze dni uparcie nie chce wzrosnąć. W końcu Cukiereczek zaczyna sama jeść, ale jednak wciąż z naszą pomocą, bo trzeba ją przytrzymywać, gdy pochyla się nad miseczką. Powoli zaczyna kontrolować wypróżnienia, ale i tak cały czas leży na nieprzemakalnych podkładach. Najedzona zaczyna "kontaktować", patrzy przytomniej, ugniata łapkami, nadstawia głowę do głaskania.
A te, które "tylko" mają trudny charakter, "tylko" są zestresowane obecnością innych kotów, "tylko" potrzebują wyjątkowo cierpliwego i świadomego opiekuna?
Nazbierało się nam "nieadopcyjnych" kotów...Wszystkie chcą żyć. Chcą mieć dom. To trudne - adoptować chore zwierzę czy też takie, którego obecność i zachowanie nie zawsze będzie nam miłe.
Znów bezradność. Dylematy - kim jesteśmy i jakie decyzje możemy podejmować.
A wielkie oczy w czarnym łepku Jogina patrzą. Po prostu patrzą.