niedziela, 2 marca 2014

Migawki

Kot. Wielkie oczy, uszy na boki, leży płasko, mając nadzieję, że stanie się niewidzialny. Właścicielka znaleziona nieprzytomna w mieszkaniu, odwieziona do szpitala. Nie wiemy, czy jeszcze żyje. Kota przywiózł administrator domu.

Pies. Ma siedem lat. Przywieziony przez właściciela, który twierdzi, że nie daje sobie rady, bo niedługo w domu pojawi się trzecie dziecko. Na psa nie ma już miejsca. Podpisuje zrzeczenie, wychodzi. Zostaje pies na trzęsących się łapach. Przez kolejne dni będzie siedział na betonowej podłodze kojca, ignorując budę wypełnioną słomą i odwracając się od miski z karmą. Zapatrzony w schroniskowe alejki, bo może to wszystko za chwilę się odczaruje, może pan wróci...

Kot. Niechciany spadek po zmarłej mamie. Staruszek z chorym pęcherzem, sikający krwią. Przez 4 miesiące siedział w pustym mieszkaniu, z "dochodzącą" namiastką opieki. Teraz mieszkanie pewnie zostało sprzedane, a on...komu jest potrzebny w spadku chory, starszy kot?...

Pies. Szczeniak. Został "znaleziony"... Wtula się w narożnik kojca, gdy tylko ktoś wyciągnie do niego rękę. Za mało bojowy byłeś, malutki "cielaczku"? Tak chcieli cię tej dzielności nauczyć, że teraz boisz się własnego cienia?

Kot. Prawie dziecko jeszcze. Złociste oczy, czarne futerko. Ależ tak, kochali go. Przecież gdyby go nie kochali, nie założyliby mu tej pięknej srebrnej obróżki z dzwoneczkiem. Nikt go nie szuka...Może mają już nowego kotka i kupili mu nową obróżkę?...

Pies.Wiele lat temu adoptowany z naszego schroniska. Dziś właściciel przyjechał i chciał go oddać. Pies jest stary i chory, a on nie ma dla niego czasu, bo dużo pracuje.

Czasem jestem bardzo zmęczona.

4 komentarze:

  1. Jeśli jest gdzieś na tym świecie jakaś sprawiedliwość, to tych ludzi spotka kiedyś taki sam los...

    OdpowiedzUsuń
  2. Musisz mieć siłę, miej, proszę, kto jak nie Ty? :(((((((((((((((

    OdpowiedzUsuń
  3. Moniko, rozumiem Twoje zmęczenie. Takie historie i TE zwierzaki, z którymi masz styczność i widzisz jak przeżywają trafienie do schroniska i izolację od swojego wcześniejszego życia - to czasami wysysa z nas ostatnie siły. Ale to TY możesz dać im nadzieje, przekonać, że nie skończył się świat chociaż teraz tak myślą.
    Tylko dla przeciwwagi na twój tekst dodam od siebie:
    Bury 1,5 letni kocur. Gabarytem góruje nad innymi mieszkańcami kociarni poznańskiego schroniska. Został przywieziony wraz z trójką rodzeństwa po śmierci swojej starszej już Pani. Typowe zadbane koty domowe. Trójka rozeszła się do nowych domów na pniu. Jego na razie nikt nie chce. Jest już tutaj drugi miesiąc. Ma defekt. Brak górnego kła. Kocur jest ufny. Nie opuszcza żadnego gościa. Od progu lepi się do nóg. Innym kotom nie wchodzi w drogę, Nie chce sporów choć część reaguje na jego obecność sykiem czy machnięciem łapy. Stoję na drżących nogach w progu i widzę kilkadziesiąt istnień. Każdy ze swoją historię. Ten misiowaty olbrzym ma olbrzymią siłę przekonywania. Bardzo chce znów mieć swój dom. Chcę podejść do półek, obejrzeć inne koty. On wciska mi głowę w łydki. Tryka baranki.Przy przykucnięciu śmiało wskakuje na kolana, wtula łepek w szyję, mruczy... Łaskotana przez jego wąsy odchylam głowę. Widzę jeszcze jakiegoś czarnego cudaka z krzywym łepkiem patrzącego na mnie z górnej półki i wciśniętą gdzieś głęboko trikolorke – przerażoną swoją sytuacją, ale na pewno bardzo pragnącą na powrót dzielenia życia z człowiekiem. Wychodzę - decyzja zapada błyskawicznie. Chwile później jestem już w biurze podpisując umowę adopcyjną a w moim transporterze łagodny olbrzym. Wystawia teraz przez kratkę zamknięcia łapkę i macha do mnie. Na zewnątrz ogromny mróz. Skrzypi śnieg, jest wtorkowe grudniowe południe.W domu czeka już wszystko: rozkręcony kaloryfer, miseczki, karma, woda, kocyk, koszyczek, zabawki...
    To było ponad 4 lata temu. Kocur jest ze mną do dziś. Po drodze przydarzyła się nam choroba. Walczymy z nią od prawie 2 lat. To nic. Jest najcudowniejszy. Przyjaciel na całe życie, na dobre i złe. W chorobie i zdrowiu. Nie ma innej opcji. Tylko śmierć może nas rozdzielić. Ale tego -jak pisała nasza Noblistka Szymborska – się kotu nie robi...

    OdpowiedzUsuń
  4. eh i poryczalam się :(
    jak dobrze to znam. i tylko czasem wydaje mi się ze jestem ponad to :(
    Paulina

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.