poniedziałek, 9 grudnia 2013

O pewnym zdjęciu profilowym

 Jeżeli odwiedzasz nas czasem i tutaj: https://www.facebook.com/poznanskiekoty, na pewno zauważyłeś szarego kotka na zdjęciu profilowym. To Heniutka. Opowiem Ci o niej.
Heniutka pojawiła się w schronisku prawie miesiąc temu. Mały pręgusek z dość dużą ilością pcheł na grzbiecie i "bogatym życiem wewnętrznym". Poza tym nic specjalnie zwracającego uwagę. No, może te oczy...okrągłe zielone oczyska, obserwujące każdy mój ruch. Kiedy Heniutka po odrobaczeniu wydaliła z siebie kilka glist i zaczęła tracić siły, musieliśmy podłączyć ją na parę godzin do kroplówki - stąd ten wenflon na łapce.
Mijały dni...Opowiadałam Ci już, jak wygląda codzienność w schronisku, więc możesz to sobie wyobrazić. Jakoś tak się złożyło, że za każdym razem, gdy skończyłam sprzątać, wyjmowałam Heniutkę z klatki, brałam ją na ręce, pokazywałam jej świat za oknem, przytulałam. A Heniutka wczepiała się chudymi łapkami w moje ramię, przyciskała nos do mojej szyi i chyba wcale nie interesowały jej widoki za oknem...
A potem odkładałam ją do klatki i starałam się już na nią nie patrzeć.
W końcu..."zadziało się" tak, że na mój widok Heniutka zaczynała miauczeć, wyciągać w moją stronę łapki i gryźć pręty klatki - mały zrozpaczony więzień. Oczywiście brałam ją na ręce, tuliłam, ale przecież w końcu musiałam iść...
Któregoś dnia Heniutce zaczęło łzawić oczko - najpierw jedno, potem drugie. Kolejnego dnia już furczało jej w nosie, zaczęła tracić apetyt, bo jak tu jeść, skoro nie można oddychać. Okazało się też, że w jej pyszczku pojawiły się bolesne nadżerki. Koci katar. Brzmi banalnie, ale banalny wcale nie jest. W ciągu krótkiego czasu Heniutka stała się kupką kociego nieszczęścia. Opuchnięte oczka zlepione wydzieliną, matowe, zaniedbane futerko i coraz chudsze ciałko z łapkami cieniutkimi niczym gałązki. Czy była leczona - oczywiście - jeden lek, potem drugi...wydawało się, że jest na nie zupełnie niewrażliwa. Tylko nadal tak bardzo chciała być przytulana, że nie mogłam jej od siebie oderwać.
Oczy Heniutki już się ledwo otwierały, w nosie i gardziołku rzęziło. Heniutka powoli gasła.
No dobrze, oszczędzę ci tych przydługich opisów. Ponad tydzień temu podjęłam "męską" (?) decyzję, poprosiłam Doktora o zestaw leków dla Heniutki i w tej samej kociej torbie, która pojawiała się już w innych opowiadaniach przywiozłam Heniutkę do domu - prosto do łazienki.
I tak się zaczęło. Zastrzyki, kropelki i maść do oczu, syropek wykrztuśny, po którym Heniutka była oklepywana... Już następnego dnia przyszedł kryzys. Heniutka już w ogóle nie była w stanie sama jeść, nawet nie próbowała...Wyglądała tak, że nie poznałbyś w niej nigdy tego "profilowego" kotka o cudnych oczkach.
Convalescence, śmietanka z żółtkiem, strzykawka. Na początku nawet to było dla niej ciężkie do zniesienia, bo nadżerki w pyszczku bardzo bolały i z trudem była w stanie cokolwiek połknąć. Podawaliśmy jej po parę kropelek, ustawiając strzykawkę pod różnym kątem, żeby jak najmniej urazić bolący pyszczek. Wychodziłam rano do pracy i zastanawiałam się, czy po moim powrocie  będzie jeszcze żyła. Gdy dostałam wiadomość z domu, że chyba jest odrobinę lepiej, moją pierwszą myślą było: "przed śmiercią czasem się na chwilę polepsza"... A jednak...Pewnego ranka weszłam do łazienki i zobaczyłam Heniutkę z prawie otwartymi oczami...No dobrze, może słowo "otwarte" to pewne nadużycie, ale...nareszcie widać było, że oczka SĄ i że są zielone. Jak zwykle nakarmiłam ją przez strzykawkę, ale położyłam też odrobinę mokrej karmy na talerzyk. Heniutka podeszła i zaczęła jeść - z trudem, bo w nosie i gardziołku nadal wszystko "grało" i rzęziło, ale nareszcie jadła samodzielnie! Przyznam Ci się, że z radości, że wrócił jej apetyt, dałam jej tego dnia zbyt dużą porcję, którą wygłodniała Heniutka pochłonęła błyskawicznie, a następnego dnia....cóż, trzeba było sprzątać łazienkę...;-).
Powolutku, dzień po dniu Heniutka zaczyna zdrowieć...Jeszcze nie jest tak, jak być powinno, ale niebezpieczeństwo zostało już chyba zażegnane. Malutka nie przypomina już wyliniałego szczurka, boczki się jej zaokrągliły, futerko zrobiło się miękkie. Heniutka zaczyna się zachowywać jak zdrowy kotek - biega za piłeczką, "morduje" pluszową myszkę, wyciąga kurze z najmniejszych kącików łazienki. Nudzi się jej już niemiłosiernie w zamknięciu, ale jeszcze musi minąć trochę czasu, zanim zostanie wypuszczona "na pokoje". Jeszcze więcej czasu minie, zanim będzie mogła szukać nowego domu. Odwiedzamy ją w łazience często, przytulamy, bawimy się z nią. Najbardziej lubi wdrapywać się na ramię i skubać ząbkami policzki i brodę. Kiedy jest bardzo stęskniona, po prostu obejmuje człowieka łapkami i przywiera całą sobą, jak malutkie dziecko.
Właśnie. Zapomniałam napisać o bardzo ważnym składniku kuracji.
Witamina M.

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.