sobota, 29 listopada 2014

One również...

Andzia - przywieziona w trakcie przedłużonego, ciężkiego porodu. Pamiątką po nim są uszkodzone zwieracze, które udało się "naprawić" do tego stopnia, że Andzia częściowo kontroluje już wypróżnianie, a "popuszcza" w chwilach stresu, ekscytacji zabawą czy innego "zamieszania". Kochana, przymilna kotka, która każdemu próbuje wejść na kolana.

Wieczorynka - chudziutka, nieśmiała koteczka, chowająca się przed innymi kotami. Eozynofilowe zapalenie jamy ustnej. Złe wyniki "wątrobowe". Wieczorynka wraca do klatki - leki, kroplówki, dieta. Początki naszej przyjaźni z nią były dość trudne, ale teraz, gdy przymilnie miauczy, by zwrócić na nią uwagę - to sama słodycz.

Chester - pręgowany młodziak, przymilny do kwadratu, wesoły, rozbrykany. Niezidentyfikowany jeszcze problem z tylnymi łapkami, które dziwnie się rozjeżdżają i chwilami odmawiają posłuszeństwa. Dla jego własnego bezpieczeństwa trzeba było go zabrać z "dzieciarni".  Od tygodni siedzi w największej klatce, jaką udało się nam znaleźć, a my nie wiemy, co dalej...

Dziczek - tygodniami męczyły go biegunki, które nie poddawały się żadnemu leczeniu. Nie pomagały też specjalistyczne karmy. Może więc karma bezzbożowa? Już myśleliśmy, że to strzał w dziesiątkę, ale jednak nie....Teraz podejrzewamy, że to alergia na mięso kurczaka. Zadanie nr 1: zweryfikować naszą hipotezę. Zadanie nr 2: znaleźć Dziczkowi taki dom, który będzie żywił go zgodnie z jego potrzebami. To niestety także wyzwanie finansowe - smutna prawda...
A sam Dziczek to młodzieżowy szaleniec, który męczy się od miesięcy w klatce i marzy tylko o tym, żeby mieć się gdzie wybiegać, a potem położyć się blisko człowieka...

Jogin - przywieziony z remontowanej kamienicy razem z innym kotem. Tamten ma "tylko" złamaną łapkę. Jogin ma atonię pęcherza moczowego, tylne łapki, w których jest czucie, ale które dziwnie ciągnie za sobą i nie chce na nich stanąć. Nie kontroluje wypróżnień, trzeba go dwa razy dziennie dokładnie myć i smarować, bo robią mu się potworne, bolesne odparzenia. Nie protestuje, gdy wkładamy go do umywalki i odkręcamy ciepłą wodę. Patrzy wielkimi oczami i próbuje się przytulać. Nie wiemy, co dalej, nie wiemy...ale jak mu to powiedzieć?

Cukiereczek - koteczka, która przyjechała do nas, bo tam, gdzie ją dokarmiano zaczęła się przewracać i nie potrafiła wstać. Poziom glukozy we krwi - dużo poniżej dopuszczalnego minimum. Cukiereczek się trzęsie, ma ogromne oczy, nie umie sama zmienić pozycji ciała. Karmiona przez strzykawkę, nawadniana kroplówkami. Zapalenie trzustki i oby już nic więcej. Poziom cukru przez pierwsze dni uparcie nie chce wzrosnąć. W końcu Cukiereczek zaczyna sama jeść, ale jednak wciąż z naszą pomocą, bo trzeba ją przytrzymywać, gdy pochyla się nad miseczką. Powoli zaczyna kontrolować wypróżnienia, ale i tak cały czas leży na nieprzemakalnych podkładach. Najedzona zaczyna "kontaktować", patrzy przytomniej, ugniata łapkami, nadstawia głowę do głaskania.

A te, które "tylko" mają trudny charakter, "tylko" są zestresowane obecnością innych kotów, "tylko" potrzebują wyjątkowo cierpliwego i świadomego opiekuna?

Nazbierało się nam "nieadopcyjnych" kotów...Wszystkie chcą żyć. Chcą mieć dom. To trudne - adoptować chore zwierzę czy też takie, którego obecność i zachowanie nie zawsze będzie nam miłe.

Znów bezradność. Dylematy - kim jesteśmy i jakie decyzje możemy podejmować.

A wielkie oczy w czarnym łepku Jogina patrzą. Po prostu patrzą.

sobota, 15 listopada 2014

Czego uczę się w mojej pracy

Że spotykam ludzi podłych, oszukujących, zrzucających z siebie odpowiedzialność za pomocą mało zręcznych kłamstw.
I spotykam też takich, którzy dodają mi sił, wspierają dobrym słowem i myślą.
Takich, z którymi czuję "pokrewieństwo dusz" od pierwszych chwil rozmowy i takich, którzy przekonują mnie do siebie dopiero wtedy, gdy widzę ich twarz rozjaśniającą się na widok kota.
I takich, którzy....mniejsza z tym.

 Że nie wiem, które zmęczenie jest gorsze - fizyczne czy psychiczne. Że czasem sama myśl o nim  przygniata jak wielki kamień. I że trzeba je pokonywać, bo...nie ma innego wyjścia.

Że nic nigdy nie jest NA PEWNO.
Obrywam po nosie, gdy jestem przeświadczona, że tym razem wszystko się uda.
Pstryk, gaśnie życie, a przecież miało być tak dobrze.
Z niedowierzaniem patrzę, jak inne życie uparcie trzyma się tego świata, chociaż już pogodziłam się, że tym razem nic z tego.

Pewien lekarz z bardzo "egzotycznego" kraju powiedział mi kiedyś "Ja tylko staram się pomóc, o reszcie musi już zadecydować Pan Bóg."

Pokora - to chyba właściwe słowo.

Jeszcze sporo nauki przede mną.

środa, 5 listopada 2014

Statystyka

Kot przywieziony jako powypadkowy, w rzeczywistości śmiertelnie chory. Ogromny brzuch, który uniemożliwiał mu poruszanie się. FIP.

Ślepe mioty w liczbie....sporej...Tak, usypiamy je, o czym mowa była już nieraz.

Kot, któremu samochód strzaskał wszystkie łapki, z pyszczka zwisa poszarpany język.

Kot, który został przywieziony z wielkiej budowy z obciętymi wszystkimi czterema kończynami.

Kotka - seniorka. Nie je, nie pije, sika pod siebie. Następnego dnia badanie krwi - zaawansowana niewydolność nerek, nowotwór.

Kocię - szkielecik. Dogrzewamy, podajemy kroplówki, dokarmiamy na siłę. Maluch nie ma nawet siły schylić się nad miseczką. Walczymy pięć dni, może siedem. On niestety walczyć już nie chce...

Kot - zmierzwione futerko, zmęczone, chore oczy. Testy potwierdzają nasze obawy - białaczka i FIV.

Kotek - malutki, wesoły, wszędzie go pełno. Niepokoi tylko zbyt okrągły brzuszek. Na USG widać płyn. To wyrok.

Kot znaleziony gdzieś na poboczu. Zaawansowana żółtaczka. Widać do tego miejsca był w stanie dotrzeć. Może wyszedł z domu, żeby umrzeć w samotności...

I te kocięta - śliczne, czyściutkie, zaszczepione zaraz po przyjściu do schroniska, które mimo to nie umiały obronić się przed panleukopenią. Zawsze będzie ich za dużo.

Kot po wypadku. Następny. Następny. Następny. Jedyne, co można zrobić, to pomóc im odejść.

Śmiertelność kotów w schroniskach dochodzi nawet do 60%, Średnia to około 25%.
Nam w tym roku udało się "zejść" dużo poniżej 20%.
Dzięki naszej obsesji, która może śmieszyć.

Statystyka nie kłamie.

Ty mówisz z oburzeniem, że w schroniskach umierają koty i szukasz winnych.

My wiemy, co stoi za liczbami.