niedziela, 3 listopada 2013

Codzienność - ciąg dalszy

          W kontenerze znów wita mnie miauczenie maluchów. Od czego tu zacząć? Rzecz jasna - jednorazowe rękawiczki - zmieniam je co chwilę. Biegnę do łazienki, gdzie od rana moczą się w miednicy brudne miseczki po karmie. Mówisz, że w poprzednim wpisie nic na ten temat nie było? Wobec tego - zanim nakarmiłam koty na kwarantannie i w szpitalu, najpierw wyciągnęłam z klatek wczorajsze miseczki i namoczyłam je na "zaś potem". Właśnie teraz jest "zaś potem", więc szybko zaczynam je myć, a potem ustawiam, żeby wyschły. Oho, trzeba też przygotować nowe posłanka do klatek. W kącie piętrzą się ręczniki, kocyki, prześcieradła - ludzie sporo tego przynoszą i bardzo dobrze, bo koty zużywają je w tempie błyskawicznym. A to wyleją wodę, a to zwymiotują, a to nie trafią do kuwety - prać i suszyć nie ma jak, więc czasem posłanka wymienia się codziennie. Tnę to wszystko na mniejsze kawałki, składam na stosik.
           No, kochane moje, zaczynamy. Pierwsza klatka. Kuweta z klatki, żwirek do kubła, nowy żwirek do kuwety, na szczęście tej samej, bo nadal jest czysta. Jedną ręką trzymam miotełkę, którą wymiatam z klatki śmieci, a drugą - kotka, który podskakuje w miejscu i nie wie, czy nadstawiać się do głaskania, czy mnie obgryzać, czy może niepostrzeżenie wyskoczyć z klatki. Wytrzepuję kocyk, układam go równo na dnie klatki, teraz kuweta i jeszcze kotek - kotka trzeba przytulić, choćby na chwilę. Kulam go w dłoniach, łaskoczę po brzuszku, przy okazji szybka kontrola, czy brzuszek nie jest wzdęty albo obolały, potem spojrzenie pod ogonek, czy nie ma biegunki. Odkładam kota do klatki, wstawiam jeszcze miseczkę ze świeżą wodą.
           Następny i jeszcze następny. Tu jest już gorzej. Maluch rozrzucił zużyty żwirek po całej klatce, wylał wodę na posłanko. Cóż, kuweta też do mycia. Kociak wędruje do transportera, a ja zabieram się za sprzątanie klatki - wyciągam ją z półki, zgarniam na podłogę mieszaninę żwirku i kocich chrupek, które znalazłam za klatką. Gąbka nasączona płynem do mycia i już szoruję dno klatki - porozduszane kocie kupki wymieszane z namoczonym żwirkiem - nie do wiary, przecież wczoraj robiłam dokładnie to samo, a klatka wygląda tak, jakby od tygodnia w niej nie sprzątano...Po pięciu minutach wszystko jest na swoim miejscu, kotek właśnie ma swoją "chwilę na przytulanie".
           Kolejna klatka, a w niej dla odmiany kilkuletni czarny kocur. Tu jest czyściutko, kupka w kuwecie elegancko przysypana, posłanko równiutko ułożone, tylko ogromna ilość kociej sierści  na dnie klatki i na półce świadczy o stresie, w jakim znajduje się ten biedak. Wymieniam żwirek w kuwecie, a gdy wstawiam ją z powrotem do klatki, wyciągam rękę w stronę kota - głaszczę i nagle.... pac, ostrzegawczy "łapoczyn" wyraźnie mówi: "zostaw mnie w spokoju, kobieto".
           Następna klatka, następna i następna. Rośnie stos brudnych kuwet, kubeł ze zużytym żwirkiem robi się coraz cięższy. Spoglądam na kolejnego malucha i widzę, że coś jest nie tak. Biorę go na ręce - pod gęstym futerkiem nie było widać, jaki jest chudy. Pod palcami czuję cieniutkie, maleńkie kosteczki obciągnięte skórą. Miseczka do połowy tylko opróżniona, a w kuwecie...cóż, mogłoby być lepiej...Wyciągam z kieszeni notes, zapisuję numer klatki - muszę powiedzieć lekarzowi, że chyba ten mały czuje się dziś gorzej, kto wie, czy nie trzeba będzie go przenieść do szpitala, albo chociaż tutaj, na miejscu, podłączyć do kroplówki.
           Teraz jeszcze sprzątanie po sprzątaniu - zamiatanie i mycie podłogi, kubeł ze śmieciami na taczkę, podobnie brudne kuwety. Byłabym zapomniała. Szybko liczę koty, wyjmuję czyste miseczki, napełniam je suchą karmą, wstawiam do klatek. Dolewam wody do poidełek. Tylko błagam, dzieci, nie bawcie się jedzeniem, zostawcie je na później, jeśli nie jesteście głodne...Trrrach, słyszę, jak miseczka wyskakuje w powietrze, uderzona kocią łapką - łaciaty podrostek właśnie zawinął się w kocyk, tarza się rozbawiony po klatce i przy okazji wysypał większość swoich chrupek. Czy ktokolwiek uwierzy, że dopiero co tu sprzątałam?  Już południe, muszę choć na chwilę usiąść, zjeść kanapkę i wypić parę łyków wody. Biegnę do szatni...ufff....nareszcie jakieś krzesło...
           Znów spojrzenie na zegarek, zużyty żwirek wiozę na śmietnik, kuwety na myjkę, gdzie będą się moczyć w płynie dezynfekującym.
Wchodzę do szpitala.
c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.