piątek, 1 listopada 2013

Kogo my tu mamy...

Zatem po kolei, chociaż być może trochę chaotycznie.

Kociarnia, a w niej kilkanaście kotów, ale dziś będzie tylko o kilku z nich.

Mamy tu Blaszaneczkę, którą prawie pół roku temu przywiozła Straż Miejska. Blaszaneczka miała na głowie puszkę, której sama nie była w stanie się pozbyć (teraz już wiesz, dlaczego nadałam jej takie imię). Ta słabo widoczna szrama nad noskiem to chyba właśnie pamiątka... Blaszaneczka nie życzy sobie kontaktu z ludźmi, chociaż ostatnio śledzi mnie wzrokiem i siada trochę bliżej - jednak tylko na wybiegu, bo z pomieszczenia ucieka, gdy tylko wejdę.

Trzyłapek (to na razie imię robocze) - śmiga po kociarni i wcale nie przeszkadza mu brak przedniej łapki. Zaczepia mnie co chwilę, strzela baranki. Gdy był  jeszcze w szpitalu, zawsze podczas sprzątania próbował przeskoczyć nad moją ręką i uciec z klatki. Ten sobie poradzi w nowym domu...byle tylko go znalazł...

Rudy....jest...oczywiście rudy ;-). Stary kocur, co to niejedno już widział. Ma dystans do świata, ale gdy przez przypadek zrzucił czytnik do chipów i na podłogę posypały się baterie, przyglądał się bardzo uważnie. Przy kolejnej okazji siadał jak najbliżej i patrzył badawczo - może i tym razem ta dziwna rzecz rozpadnie się na interesująco turlające się kawałeczki?
Rudy ma swoją godność, ale któregoś dnia nakryłam go na tarzaniu się w słonecznej plamie na podłodze i podrzucaniu piłeczki. Rzecz jasna, gdy zauważył, że jest obserwowany, zaraz przywołał się do porządku. Sprawia wrażenie, jakby ludzie nie byli mu do niczego potrzebni (poza napełnianiem miseczki, rzecz jasna). Mimo to od paru dni wyraźnie czeka na mnie i nawet przychodzi się przywitać - wyciągam do niego rękę, a on obwąchuje ją i leciutko dotyka nosem. Czasem, gdy przechodzi obok, próbuję go pogłaskać, ale zawsze ogląda się oburzony.

Królewna - bo jak nazwać inaczej tę słodko wyglądającą szylkretkę? Dodajmy...kapryśna Królewna... Przez dwa tygodnie patrzyła na mnie z daleka, uciekała nawet, gdy wyciągałam w jej stronę rękę. Pewnego dnia do kociarni weszły dwie panie i Królewna po prostu podeszła do nich. Zaczęła się łasić, po kociemu zagadywać i chociaż początkowo zamierzały adoptować zupełnie innego kota, to właśnie ją zabrały do domu. Niestety tam "czary" przestały działać i po tygodniu koteczka została zwrócona z adnotacją "niekontaktowa". Okazało się, że Królewna nie dawała się pogłaskać ani złapać, stroniła od swoich nowych opiekunów. Od paru dni znów jest w kociarni i znów odsuwa się od ręki wyciągniętej w jej stronę. Jaka szkoda, że nie dano jej szansy, że nie pozwolono, aby poznawała nowe otoczenie w swoim własnym tempie. Kot nie wybiera sobie ludzi bez powodu - Królewna wyraźnie ich sobie wybrała i tak ją zawiedli...

Pietruszka Druga. Dlaczego Druga? Otóż dlatego, że w domu mam moją "osobistą" Pietruszkę. Ta Druga jest szczuplutka i narwana (cóż, podobnie jak pierwsza ;-)  ). Gdy grabię piasek na wybiegu, jest ciągle obok. To atakuje grabie, to przebiega z piłeczką w zębach, to znów...uważaj, Pietruszko, przecież jesteś świeżo po sterylizacji! Co tam, przecież można zwiesić się z konara i dyndać tylnymi łapkami w powietrzu!

Jest też Mimi. A właściwie nie. O Mimi będzie innym razem. Osobno.


1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.