niedziela, 3 listopada 2013

Codzienność - jeszcze dalszy ciąg

        Szpital. Jest już coraz mniej czasu - nawet nie zauważyłam, jak mijają kolejne godziny. Znów to samo - rękawiczki, brudny żwirek do kubła, nowy żwirek do kuwety, kolejne miseczki do mycia, posłanko, przytulić kota, odłożyć go do klatki, wyrzucić rękawiczki, założyć nowe... Tylko że tutaj mamy chore koty, więc kuwety niestety w większości idą do mycia, bo "obrobione" są w najdziwniejszych miejscach, posłanka do zmiany - z tych samych powodów...
        Tu kocia banda trojga - dwa pręguski i jeden łaciaty - siedzą w szpitalu już drugi tydzień, nosy nadal usmarkane, ale jakoś się trzymają. Gdy otwieram drzwi, widzę jak siedzą wyprostowane, niczym malutkie figurki, patrząc z napięciem w moją stronę - przyszła, nareszcie coś się będzie działo! Podczas codziennego podawania zastrzyków skaczą jeden przez drugiego, bo a nuż uda się na chwilę uciec z klatki. Gdy u nich sprzątam, usiłuję wziąć trzy kocięta do jednej ręki - takie "pęczkowanie" kociaków - próbowaliście tego kiedyś ;-) ? Na szczęście mają apetyt, w kuwecie też nieźle, choć oczywiście pełno, ale w końcu to aż trzy przewody pokarmowe ;-). Jednak cieszę się bardzo ostrożnie. Kocie życie, zwłaszcza to najmłodsze, jest tak niesamowicie kruche... Ostatnie dni (odpukać!) są łaskawe dla kociąt, ale panleukopenia może pojawić się w każdej chwili, a wobec niej często jesteśmy bezradni...
        W sąsiadujących ze sobą klatkach dwaj bracia - podrostki. Do schroniska trafili jako małe, bardzo chore i słabiutkie kocięta, wyciągani za ogonki z tamtego świata...Dla nich limit chorób już się chyba wyczerpał i teraz powinno być już tylko lepiej. Zaszczepieni, właśnie czekają na kastrację - po niej parę dni rekonwalescencji i będzie ich można przenieść do kociarni, gdzie będą czekać na adopcję. Kocie ADHD - jeden czarny, drugi łaciaty, robią spustoszenie w klatkach, próbują uciekać podczas sprzątania, zaczepiają mnie wyciągniętymi przez pręty klatki łapkami, ilekroć jestem w pobliżu. Przyznaję, czasem trudno nie czuć zniecierpliwienia, gdy widzę, ile u nich sprzątania, ale z drugiej strony...przecież to dorastające dzieciaki, które roznosi energia. Powinny ganiać za piłeczkami i pluszowymi myszkami, ćwiczyć "myśliwskie" podchody, a potem wskoczyć na czyjeś kolana i nadstawić się do głaskania.
        Kolejna klatka, po niej następna i jeszcze następna...Na podłodze rośnie stos brudnych kuwet, a w obydwu komorach zlewu pełno miseczek do mycia. Czasu coraz mniej. Zamiatam podłogę, biorę pod pachę kuwety i biegnę na myjkę. Tam jeszcze moczą się te z kwarantanny, więc....OK, już wyszorowane, teraz te ze szpitala - muszą się przez kilkanaście minut odmoczyć, więc zalewam je roztworem płynu dezynfekującego, a sama biegnę z powrotem do szpitala, żeby umyć miseczki. Jeszcze tylko śmieci na taczkę, pusta taczka z powrotem do budynku, mogę się już zająć kuwetami. Ustawiam je do wyschnięcia, szybko myję podłogę w szpitalu. Ufff...udało się zdążyć ze wszystkim. Idąc do szatni zaglądam jeszcze do kontenera. Cześć, słoneczka, bądźcie grzeczne, jutro z samego rana do was przyjdę.
Dopiero za bramą czuję, jaka jestem zmęczona.

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy blog. Jak się pęczkuje kotki? Za co się je trzyma?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, otóż kotki pęczkuje się trzymając je pod paszkami, przy czym w opisywanym przypadku wszystkie kotki musiały znaleźć się pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym jednej dłoni, ponieważ druga była potrzebna do sprzątania klatki :-).

      Usuń
    2. To chyba musiały być kotki - aniołki... A pęczkowanie wpływa na rozwój bicepsów... :)

      Usuń
  2. Pęczkowanie działa jedynie w przypadku bardzo małych kotków ;-).

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.