piątek, 1 listopada 2013

Mimi


Wisława Szymborska
Kot w pustym mieszkaniu

Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.

I żadnych skoków pisków na początek.      

Mimi ma 10 lat. Grubiutka Mimi, oddana do schroniska po śmierci opiekunki. Być może całe swoje życie spędziła bez świadomości, że gdzieś istnieją inne koty. W kociarni leży na posłanku z łebkiem zwróconym do ściany, albo siada na progu i patrzy przed siebie niewidzącym wzrokiem. Chodzę za nią z miseczkami - może zje choć odrobinę, może wypije parę łyków wody. Nie interesują jej pozostałe koty, jest obojętna na moje głaskanie. Umrzeć...tego nie robi się kotu... A przez pamięć i szacunek do zmarłej osoby nie skazuje się jej ukochanego kota na taką samotność...


1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.